niedziela, 28 marca 2010

Zaginiony symbol - Dan Brown

Zaginiony symbol jest trzecią książką Browna opisującą perypetie słynnego profesora Langdona. Po poszukiwaniach zaginionego Grala we Francji (Kod Leonarda da Vinci) i ratowaniu Watykanu (Anioły i demony) przyszła pora, żeby profesor Robert Langdon, zmierzył się z lądem ojczystym czyli Ameryką gdzie poddając się intrydze, zmuszony jest wyruszyć na pomoc swojemu przyjacielowi, najwyższemu mistrzowi loży masońskiej. Generalnie tak w kilku zdaniach można spokojnie streścić tą książkę. W przeciwieństwie do wcześniejszych książek, tutaj fabuła jest niezwykle prosta, jednak jak przystało na Browna, nie brakuje w książce licznych zwrotów akcji, ogromu wiedzy historycznej, intrygi goniącej kolejną intrygę, oraz oczywiście powiązań pomiędzy polityką i kościołem.

Jako fan Browna, oczywiście nie mogłam się do czekać tej książki, dlatego też, jak tylko pojawiła się w moich rękach, za jednym zamachem przeczytałam połowę. Książka wciągnęła mnie od pierwszego zdania! Czytając miałam lekki dreszczyk związany z dwoma poprzednimi książkami. Jednak, w połowie coś się stało. Coś we nie pękło. Zmęczyłam się! Autentycznie miałam przesyt Browna! Książkę musiałam odłożyć na dobre parę dni, zanim ponownie mogłam się z nią zmierzyć. Nie za bardzo potrafię wyjaśnić ten fenomen, gdyż naprawdę uwielbiam Browna, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam się z nią uporać. Może dlatego, że fabuła była podobna do wcześniejszych historii profesora Langdona, może dlatego, że było zbyt wiele średnio znaczących wątków, a może dlatego, że styl Browna był dokładnie taki sam jak wcześniej? Książkę doczytać doczytałam, ale nawet przy zakończeniu dodatkowo się rozczarowałam. Po pierwsze, moim zdaniem książka skończyła się ok. 30 stron przed fizycznym zakończeniem, a te ostatnie strony były jakby napisane na siłę. Po drugie, samo zakończenie akcji było wręcz trywialne i w przeciwieństwie do wcześniejszych książek „nie namacalne”. Miałam wrażenie, jakby wręcz Brown nie potrafił sobie poradzić z rozwiązaniem stworzonej przez siebie zagadki w równie ciekawy sposób. I coś, co na początku wydawało się urosnąć do niewyobrażalnych rozmiarów na koniec okazało się wręcz niczym. I te dodatkowe 30 stron… które mnie maksymalnie zmęczyły… jakby na silę napisane, jakby na siłę rozciągnięte w czasie plus fakt, że choć naprawdę się starałam zobaczyć, co Brown chce pokazać Langdonowi, a zarazem mnie, nie potrafiłam tego dostrzec.

Niestety, nie mogę powiedzieć, żeby Zaginiony symbol był równie dobry jak poprzednie książki. Za to, że jednak przez pierwszą połowę książka trzymała mnie w napięciu oraz za to że mimo wszystko lubię Browna daję mu 4. Za zmęczenie i zakończenie odbieram mu pół oceny, co finalnie skutkuje oceną -4.



Ocena: -4/6

7 komentarzy:

  1. Też uwielbiam Browna, zaczytywałam się w nim jak byłam na I roku studiów, ale...na tą książkę po początkowym "musie" zakupienia jej - w końcu się nie zdecydowałam. I to przez pana ekspedienta w księgarni- powiedział prawie to samo co ty- że do połowy ok, a potem... średni, źle?, wręcz miał wrażenie, że nie Brown ją pisał, tylko ktoś to robił za niego (dla niego) na podstawie ramy z poprzednich książek. Mimo to pewnie przeczytam, nie wytrzymam, ale dopiero się za nią wezmę, jak już w bibliotekach będzie dostępna. A tak poza tym to pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powieści tego typu niosą ze sobą niestety pewne ryzyko - muszą być naprawdę dobre, żeby zasługiwały na uznanie. Nie czytałam wszystkiego, co pan Brown napisał, "Zaginiony symbol" jeszcze czeka na mojej półce, ale już między "Aniołami i demonami" a "Kodem Da Vinci" jest ogromna moim zdaniem przepaść poziomów (choć ta pierwsza jest też bardzo fajnym czytadłem).

    Podrawiam serdecznie

    PS. Czemu "fan" a nie fanka?:) Tak mnie to zaciekawiło...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Kaś,
    Oczywiście, że powinnaś sama przeczytać i wyrobic sobie własne zdanie, ale w sumie to się cieszę, że ktoś miał podobne odczucia do moich. Oznacza to, że jednak nie jestem aż tak zwariowana ;))

    Hej Libraia,
    Anioły, chyba rzeczywiście była najbielsza z nich wszystkich, ale z drugiej strony pytanie, czy można pisać best seller za best sellerem? Tak czy siak, Brownowi nie koniecnzie się to udało. A co do fana/fanki, to mnie zaskoczyłaś :) nawet sobie nie zdałam z tego sprawy :) jakość nie dodawałam nigdy do tego wyrazu plci :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobra recenzja, czyzby była ciekawsza od książki?
    Już wiem, kto sobie to kupił i nawet zaklepałam sobie książkę do pożyczenia:)
    Na pewno przeczytam, bo bardzo mnie zaintrygowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Kalio, ciesze sie, ze spodobala CI sie moja recenzja. Czytaj czytaj i koniecnzie pisz! Bardzo chetnie zapoznam sie z Twoimi wrażeniami!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wbrew powszechnym zachwytom jakoś nie rzuciłam się na książki Dana Browna, dopiero mnie czeka ta przyjemność. Ale wierzę, że to będzie w sumie dobra lektura na długie wieczory w wakacje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, zamieszczam tu adres do mojej recenzji "Drogi" McCarthy'ego: http://moolly.bloog.pl/id,5757041,title,-Byli-niczym-pielgrzymi-z-podan-polknieci-przez-jakas-granitowa-bestie-zagubieni-w-jej-wnetrznosciach-Droga-Cormac-McCarthy,index.html
    Jestem tą książką zachwycona:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń