wtorek, 20 kwietnia 2010

Zbyt piękna dziewczyna – Jan Seghers

„Zbyt piękna dziewczyna” jest historią pewnego nadkomisarza Roberta Marthaler, który boryka się z brutalnym morderstwem dokonanym w jednym z miejskich parków we Frankfurcie. Jest to również historia pewnej niezwykle pięknej dziewczyny, za którą krok w krok podąża śmierć.

Po trudach związanych z uprzednio przeczytanymi przeze mnie książkami, z radością mogę stwierdzić, że tu właśnie trafiłam na perełkę :) i tym razem dołączę do grona osób zachwycających się piórem Seghers’a. Jest to dobry klasyczny kryminał! Każdy pojawiający się w tej książce bohater zyskiwał moja sympatię i to nie zależnie od tego czy był białym czy czarnym charakterem, a może tylko ochroniarzem z budki.

Bardzo spodobały mi się stwierdzenie typu:
„zaprosił ich na obiad, chociaż wtedy jeszcze nie wiedział, że nie będzie mu dane na tym objedzie się pojawić”. Z początku ich nie zauważałam, jednak z czasem zorientowałam się, że Seghers używa ich w prawie co drugim rozdziale, zarzucając tym lekki haczyk na czytelnika bawiąc się z nim mówiąc „a teraz drogi czytelniku pokombinuj, co mogło mu w tym przeszkodzić?” :) super! Bardzo lubię, gdy pisarz wciąga mnie w historie, gdy zmusza mnie do myślenia i analizowanie.

Szczególną sympatią obdarzyłam Roberta Marthaler’a. Na początku irytowało mnie to jego wieczne zmęczenie i marudzenie, jednak z czasem zaczęłam go rozumieć, a co za tym idzie, trochę mi go było żal. No i ta znajomość z Terezą… świetnie opisana!
Już się nie mogę doczekać, aż przeczytam kolejna książkę o przygodach sympatycznego nadkomisarza Marthaler’a :).



Moja ocena: 5/6

czwartek, 15 kwietnia 2010

Skazani na ciszę - Dawid Lodge

Z tylnej okładki książki możemy przeczytać, że jest to książka „na przemian zabawna i wzruszająca”. Opowiada ona historie człowieka, „który próbuje się pogodzić ze starością, śmiertelnością, smutkiem ludzkiej egzystencji oraz swoim największym utrapieniem: głuchotą”. Jego spokój zaburza pojawienie się Alex, młodej, pięknej doktorantki z Ameryki, która okazuje się „intrygantką i mitomanką o niecodziennych upodobaniach seksualnych”, a co więcej, „która pragnie, by został on jej promotorem i nie tylko...”.

Po tak przeczytanym streszczeniu spodziewałam się odwróconych Spóźnionych kochanków Whartona. Spodziewałam się drugiej młodości i miłości, spodziewałam opisów miłosnych uniesień, wyjaśnień, co się dzieje w głowie starszego mężczyzny na widok młodej kobiety. Niestety niczego z tych rzeczy nie dostałam. Przeczytałam natomiast o relacjach pomiędzy ojcem i synem. I to o relacjach, o którzy rzadko się mówi. O sytuacji, kiedy to syn staje się „ojcem swojego ojca”. Przeczytałam o trudzie starości z jakim przyszło się zmagać głównemu bohaterowi. O jego relacjach z młodszą o kilka lat żoną i o tym jakie te kilka lat w ich wieku ma znaczenie. Ale przede wszystkim przeczytałam o radzeniu sobie z nieuniknioną starością…

Ogólnie, książka mi się podobała. Poruszyła wiele tematów tabu. Zwróciła moja uwagę na rzeczy, o których boimy się myśleć. Jednak w tym wszystkim najbardziej przeszkadzała mi postać doktorantki. Ona wręcz zagmatwała cała historię. Odważyłabym się tu nawet na stwierdzenie, że książka byłaby o wiele lepsza bez niej i w cale by na tym nie ucierpiała. Ewentualnie na odwrót, gdyby historia Alex była pierwszoplanowa, gdyby ich relacje były głównym wątkiem książki… a tak jak to zrobił Lodge, że jest to tylko wplecenie kilku epizodów… Dla mnie ogromny minus. Czytając tą książkę byłam nawet zła, gdyż cały czas wyczekiwałam Alex, jej intryg, miłosnych podchodów. Czekałam, czekałam i się nie doczekałam. Zresztą zakończenie książki, jak chodzi o doktorantkę… było takie do przewidzenia… wręcz tendencyjne.

Przeszkadzały mi również na początku książki liczne rozważanie lingwistyczne. Domyślam się, że miało to na celu przybliżenie czytelnikowi zamiłowań głównego bohatera i wskazanie na czym opierało się jego życie, a co za tym idzie ból związany z utrata słuchu, jednak jak dla mnie było to zdecydowanie zbędne. Bez dwóch zdań, Lodge mógł to zrobić inaczej.
Tak więc, jeżeliby się tylko nie sugerować mylnym streszczeniem książki, to oceniam ją jako dobrą i na pewno dającą do myślenia. Niemniej jednak, po Davida Lodga raczej już nie sięgnę.




Ocena: -4/6

------------------
Wybrane cytaty

"Podczas śniadania wolę go [aparatu słuchowego] nie nosić, gdyż wzmacnia w mojej głowie odgłosy jedzenia płatków kukurydzianych i tostów, przez co brzmią, jakby dinozaury chrupały kości w systemie Surround"

"Często dodaje owo "kochanie", choć niekoniecznie z czułością. Prawdę mówiąc, nie znam nikogo, kto potrafiłby wypowiadać to czułe słówko w tylu różnych tonach podszytych wrogimi nutami, takimi jak zniecierpliwienie, dezaprobata, litość, ironia, niedowierzanie, rozpacz i znudzenia. Tym razem jednak było to lekko przymilne ."

"Język jest tym, co stanowi o naszym człowieczeństwie, co odróżnia nas od zwierząt z jednej strony i maszyn z drugiej, co sprawia, że jesteśmy istotami świadomymi, zdolnymi do tworzenia sztuki, nauki, całej cywilizacji. Jest kluczem do zrozumienia wszystkiego."

"Zawsze był człowiekiem o różnych zainteresowaniach - występujących fazowo. Na różnych etapach swego życia zawsze miał jakieś hobby, zajęcie, które pochłaniało cały jego wolny czas i energię, aż nagle tracił całe zainteresowanie i hobby popadało w zapomnienie, choć czasem powracał doń po latach." - Zupełnie tak, jak ja :)

"... kiedy jakoś udało mi się wszystko przetrwać i znaleźć nowe szczęście u boku Fred [żony], byłem przekonany, że swoje już wycierpiałem, mam teraz tak zwane czyste konto i że od tej pory wszystko będzie mi szło jak z płatka. Ale oczywiście tak nigdy nie jest, nigdy."